Ostatniego dnia naszego dlugiego weekendu wybralismy sie na quady. za miastem zaczyna sie tzw mala sahara i to wlasnie tam mozna sobie poszalec. nie jest to jednak pustynia jaka mozna sobie wyobrazac. nie bylo typowych wydm, ale raczej pagorki porosniete drzewami. ja raczej ostraznie z ta maszyna sie obchodzilam co Patryk uzanawal za nude. na szczescie byly momenty ze mogl sobie poszalec. Poza jazda na quadach zatrzymalismy sie na sniadanie u pewnego Araba, kolegi naszego przewodnika. przy domu mial gospodarstwo a po podworku biegaly kozy, owieczki i cielaki. Jedna owieczka dopiero co sie urodzila i cala byla jeszcze brudna i nie odpadla jej jeszcze pepowina. Po tej wyprawie udalismy sie jeszcze raz na Kasbah, szczyt z ktorego zorposciera sie cudowny widok na cale miasto. Tym razem mielismy mozliwosc podziwiac panorame za dnia i musze przyznac ze robi wrazenie. Na szczycie spotkalismy samoontnie pasacego sie wielblada. nakarmilismy go i zdobylismy tyle sympatii ze pozwolil sie caly wyglaskac i chetnie pozowal do wszystkich zdjec. Pozniej juz tylko krotki relaks na plazy i obiad przy promenadzie. Ostatecznie wybralismy sie rowniez na plaze Founty beach. Mnie podobala sie bardzo, ogromnie piaszczyste wydmy ktore pozniej delikatnie przechodzily w plaze to bylo naprawde cos. goraco polecam to miejce kazdemu kto wybiera sie do Agadiru. my niestety mielismy zbyt malo czasu zeby dokladnie je zobaczyc ale i tak pozostanie na zawsze w naszych pamieciach. na koniec zostala juz tylko cala przeprawa na lotnisku. I tu rada dla podrozujacych z Ryan Air. warto byc duzo wczesniej poniewaz wszsytkie odprawy i kontrole naprawde sie przedluzaja i trwa to wiecej niz mozna sie spodziewac. I to tyle z naszej kolejnej podrozy. Justyna i Patryk